"Kevin sam w domu" powróci z nową częścią? Wiele na to wskazuje! "Kevin sam w domu" i "Kevin sam w Nowym Jorku" to już świąteczna tradycja. Komedie ze słodkim urwisem, który zastawia pułapki na złodziei pojawiają się w telewizji w okresie Świąt Bożego Narodzenia i nie zapowiada się, żeby w najbliższych latach było inaczej.
Fajnie, że w "Kevinie w Nowym Jorku" wykorzystano ten sam utwór co w pierwszej części gdy przygotowywał pułapki na złodziei?Komentarze do: Kevin Sam w Nowym Jorku 2. Dodaj komentarz. 36:47. Była gwiazda Kevin sam w domu kontra.. 720p. wer0nika . 01:00. Nonstop wpadają zamówienia
7,0 Film 1992 2g. od 12 lat Komedia, Familijny McCallisterowie wyjeżdżają na święta, lecz w wyniku pomyłki Kevin wsiada nie do tego samolotu co powinien. W związku z tym dociera do Nowego Jorku, gdzie musi przetrwać okres, zanim jego rodzina go odnajdzie.
„Kevin sam w domu” to niekwestionowany świąteczny hit. Film Chrisa Columbusa z Macaulayem Culkinem w roli głównej pokazano po raz pierwszy na gwiazdkę 1990 r.
Czy początkowa pułapka — rozgrzana do czerwoności klamka jest według Ciebie niebezpieczna?Tak, przecież dotknięcie, a co dopiero dłuższe przytrzymanie klamki mogłoby się skończyć poważnymi oparzeniami!Może mogłaby spowodować jakieś obrażenia, lecz myślę, że nie byłyby one na tyle duże, aby nazwać pułapkę "niebezpieczną".Nie zaliczę tej pułapki do niebezpiecznych, nic wielkiego się nie stanie po dotknięciu zawieszone puszki z farbą, które uderzyły włamywaczy zaliczysz do niebezpiecznych?Cóż, jeśli w prawdziwym życiu uderzono by kogoś taką puszką mogłoby się to skończyć nie najlepiej — zaliczam ją do niebezpiecznych!Myślę, że coś na pewno by się stało, lecz czy powiem, że to niebezpieczne?Nie, nie uważam, że ta pułapka jest pułapka, która polegała na podpaleniu liny, po której schodzili złodzieje?Przecież takie działanie może się skończyć bardzo źle!Nie uważam, że to specjalnie niebezpieczne, lecz bez obrażeń się nie nie wydaje mi się, abym mógł tę pułapkę dołączyć do grupy liście pułapek z tych filmów znajduję się najzwyklejsza pułapka z ozdób choinkowych — gdy jeden z bandytów wchodząc przez okno stanął na nich, ozdoby zwyczajnie się pułapka powinna być zaliczana do niebezpiecznych — odłamki po ozdobach mogą uszkodzić jakieś uszkodzenia ciała by spowodowała, lecz nie zaliczam jej do że ta pułapka nie jest niebezpieczna — nie dopisuję do niej słowa "niebezpieczeństwo".ReklamaA co myślisz o zjeżdżającej po schodach skrzyni, na końcu wpadającej na włamywaczy?Oh, ta pułapka wydaje mi się niebezpieczna!Cóż, coś mogłoby się stać, ale to nie powód, aby powiedzieć, że jest mnie? Ta pułapka nie jest schody pokryte lodem zaliczasz do niebezpiecznych pułapek?Tak, uważam, że schody, na których bardzo łatwo jest się poślizgnąć są po stanięciu na takie schody coś mogłoby się stać, lecz nie zaliczam ich do przecież to tylko schody, nic się nie dziura w podłodze, która sprawiła, że jeden z włamywaczy wpadł do piwnicy wydaje Ci się niebezpieczna?Tak, uważam, że taki upadek spowodowałby poważne złamania!Wydaje mi się, że upadek mógłby skończyć się nie najlepiej, lecz nie uważam go za ta pułapka jest raczej śmieszna, a nie pułapka z zrzucaniem rury na linach, która tak, jak wcześniej puszki z farbą trafiła włamywaczy jest niebezpieczna?Tak, rura jest ciężkim przedmiotem, jeśli kogoś trafi nie skończy się to najlepiej!Może rura mogłaby sprawić, że włamywacze mieliby siniaki lub inne obdarcia lecz czy to znaczy, że trzeba je zaliczyć do niebezpiecznych?Uważam, że ta pułapka nie jest niebezpieczna!Czy sytuacja, gdy jeden z włamywaczy został porażony prądem jest według Ciebie niebezpieczna?Tak, przecież porażenia prądem są bardzo niebezpieczne!Cóż, nie zaliczę tej pułapki do niebezpiecznych, lecz coś może się według mnie porażenie prądem nie jest taką niebezpieczną Cię o jeszcze jedną opinię: czy pułapka z wiatrakiem, który rozwiał pierze na włamywacza jest niebezpieczna?Tak, uważam, że ta pułapka jest niebezpieczna!Może coś mogłoby się stać, ale nie zaliczam tej pułapki do i pióra? Przecież to w ogóle nie jest Zauważyłeś literówkę lub błąd? Napisz do nas.
„Kevin sam w domu” czy „Kevin sam w Nowym Jorku”. Ta komedia świąteczna ma dla każdego inny wymiar. Dla jednych to obowiązkowy czas przed telewizorem w Boże Narodzenie (tu nie muszę znać programu, żeby wiedzieć, że Kevina pokażą), dla innych to współczesna, świąteczna tradycja.
Wśród nocnej ciszy głos się rozchodzi. Nierzadko z telewizora, bo przecież maraton świątecznych filmów to dla wielu pozycja równie obowiązkowa jak barszcz z uszkami czy wigilijny karp. Wolne miejsce przy stole znów zajmie rezolutny ośmiolatek lub bosy gliniarz ze szklanego wieżowca. Bo taka to już tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, z VHS na HD. Wszyscy wszystkim ślą życzenia, jak śpiewa Seweryn Krajewski, a i zwierzętom podobno wypada w ten magiczny wieczór się odezwać. Boże Narodzenie to czas cudów, spośród których największy być może dokonuje się w tysiącach, jeśli nie milionach polskich domów. Oto bowiem udręczony niezliczoną liczbą kliknięć, ciskany w domowników, wyrywany z rąk do rąk i wytarty paluchami telewizyjny pilot zażywa niebiańskiego spokoju, leżąc odłogiem na świątecznym stole. Jest taki dzień, a nawet kilka, podczas których telewizyjne wojny milkną, a skłócone pokolenia podpisują rozejm. Bo nic nie smakuje lepiej niż kawałek makowca w towarzystwie Kevina czy świąteczna nalewka serwowana przez Bruce'a Willisa. Kevin w dom, Bóg w dom Pewnym paradoksem, choć łatwo wytłumaczalnym, staje się fakt, że gdy pewna rezydencja na peryferiach Chicago pustoszeje, automatycznie gęstnieje ruch w polskich domach. Wszystko po to, by po prawie 30 latach jeszcze raz zobaczyć łebskiego 8-latka błogosławiącego pożywny makaron z mikrofalówki i zastawiającego pułapki na tępawych złodziejaszków. Na filmowym świątecznym stole "Kevin sam w domu" jest daniem najważniejszym, esencją bożonarodzeniowego klimatu, niepisaną tradycją, która z przykurzonych kaset wideo przebiła się na wielocalowe, panoramiczne ekrany. Spędziliśmy tyle godzin w domu Kevina, że każdą pułapkę obeszlibyśmy z zamkniętymi oczami. A mimo to wciąż gorączkowo czekamy, aż Marv postawi stopę na rozbitych bombkach, a Harry chwyci za rozgrzaną klamkę. Tylu corocznych katuszy nie przetrwałby sam John Rambo. Tradycja świąt z Kevinem trwa jednak nadal, bo po prostu nie ma lepszego filmu na rodzinny seans w domowym zaciszu wypełnionym zapachem choinki. Dorośli fundują sobie sentymentalną podróż do przeszłości, najmłodsi podziwiają rówieśnika, który własnego domu bronił bez smartfonów, dostępu do internetu czy nowoczesnych gadżetów. Kto wie, może nawet maluchy zweryfikują przyszłoroczną listę życzeń u świętego Mikołaja. Może jednak niekoniecznie z uwzględnieniem żywej tarantuli. Terminator vs. Turbo-ManZanim pierogi ochoczo wskoczą do gara, a barszcz nabierze rumieńców, wigilijną rozgrzewkę przeprowadza największy kulturysta światowej popkultury. Arnold zwany Terminatorem, Egzekutorem, Likwidatorem, a nawet Gubernatorem co roku urządza świąteczną demolkę w poszukiwaniu pewnej zabawki w filmie "Świąteczna gorączka". Bój o Turbo-Mana kosztuje więcej sił niż pojedynek z Predatorem, a barbarzyńskich metod nie powstydziłby się nawet Conan. Gdy tytułową świąteczną gorączkę udaje się w końcu zbić i wyrwać z rąk rywala upragnioną figurkę, Arnold uświadamia sobie, że największym bohaterem w oczach zaniedbanego syna nie jest plastikowy Turbo-Man, a ojciec gotowy poświęcić wiele, by chociaż raz w roku nie zawieść ukochanego malucha. I choć zapakowane prezenty już czekają pod choinką, to być może niejednego widza najdzie słuszna refleksja, że najcenniejszego prezentu nie określa kwota na metce lub paragonie. Ludzie "Listy" oglądają, bo "To właśnie miłość"Gdy po uroczystej kolacji świąteczna jemioła nie spełni swej magicznej powinności, w czułe objęcia skutecznie popchną nas romantyczne komedie. Wystarczy Bill Nighy intonujący pierwsze dźwięki "Christmas is all around", a paniom automatycznie schodzi całe ciśnienie związane ze świątecznymi przygotowaniami. Panowie skwapliwie tymczasem wykorzystują moment na zasłużoną drzemkę po 12-rundowym pojedynku z własnym żołądkiem. Porzućmy jednak stereotypy, bo tym skutecznie wymyka się "To właśnie miłość".Brytyjska komedia naszpikowana gwiazdami przebojem wdarła się do bożonarodzeniowego menu, nie tylko w Polsce. I trudno się temu dziwić, bo przedstawić w jednej produkcji 10 unikalnych miłosnych historii i utrzymać przy tym kontrolę nad bohaterami, wydaje się być misją trudniejszą niż rozplątanie choinkowych lampek. Wbrew pozorom, nie ma mowy o filmowym romansidle, bo sporo tu autentycznych emocji, od samotności do żałoby po stracie bliskiej osoby. Do wigilijnego stołu nie wszyscy przecież siadamy w euforii, szczęściu i towarzystwie bliskich. Wzorem bohaterów filmu warto jednak w takiej sytuacji odnaleźć podczas świąt jeśli nie miłość, to chociaż uśmiech. Polacy nie gęsi i swoje "Love Actually" też mają. Obowiązkowo z duetem Karolak/Adamczyk, toną lukru wypływającego z ekranu, nachalnym product placementem i wpadającym w ucho przebojem. Tradycja czytania, a właściwie oglądania, "Listów" w narodzie nie zanika, stąd też twórcy dopisują kolejne rozdziały, które świąteczną ramówkę wypełniać będą jeszcze przez długie lata. Póki co, nikt nikomu krzywdy tym nie wyrządza, bo choć zwłaszcza drugiej i trzeciej części daleko do brytyjskiego pierwowzoru, to nie da się ukryć, że "Listy do M." stanowią ewenement w polskim kinie i polskiej tradycji. Święta obchodzimy bowiem dwukrotnie - w listopadzie podczas premiery kolejnego epizodu, w grudniu śledząc w telewizorze "jedynkę" Mitji Okorna. Yippee ki-yay, czyli Bruce Willis ratuje świętaGasną choinkowe lampki. Kolejka do lodówki pustoszeje. Kilka kilo ciężsi domownicy padają do łóżek, a co wytrwalsi zmierzają na pasterkę. Wtedy fan świątecznego kina akcji rozpina uwierający godzinami guzik pod szyją, sięga ukradkiem po kieliszek nalewki i zagarnia kanapę dla siebie. Wskazane nawet zrzucenie ze stóp świeżo sprezentowanych skarpetek. Wszak John McClane też szedł boso przez świat. Eliminując przy okazji tabun terrorystów i ratując żonę. Wszystko w szklanym wieżowcu i w czasie świąt. W dwóch pierwszych częściach "Szklanej pułapki" to właśnie niezłomny gliniarz w ufajdanej podkoszulce był bardziej zarobiony niż sam Święty Mikołaj. Dostarczył przy tym niezapomnianych akcji i tekstów, które rok po roku wiernie powtarzamy za głównym bohaterem. Ważne tylko, aby w spowitym już ciszą bloku, gdzie zza jednej ściany cicho wybrzmiewają jeszcze kolędy, a zza drugiej słychać transmisję watykańskiej pasterki, nie wyrwać się z głośnym "yippee ki-yay, motherfucker!". A jaki jest wasz ulubiony świąteczny film? A może podczas świąt nie ma miejsca na telewizyjny maraton? Piszcie w komentarzach.
tc9f.