Pippi rozbraja rzeczywistość odwagą, bezkompromisowością i dociekliwością. I tak niedocenianą przez dorosłych bezinteresownością. Nie straszny jest jej Gang Łobuzów, pożar czy nadgorliwe damy z Opieki Społecznej. Pippi jest w swoisty sposób samowystarczalna, ale nie jest zamknięta na świat.
Poruszanie takich trudnych, „niewygodnych” tematów w książkach dla młodszych jest sporym wyzwaniem, ale wydaje mi się, że jest nieodzowne – mówi Marcin Szczygielski w rozmowie z Ewą nagrody, wyróżnienia i nominacje, które otrzymujesz za książki dla młodego czytelnika? Nie powiedziałbym, że je liczę, ale są dla mnie ważne. Umacniają moją wiarę w to, że to, co robię, ma sens i dodają mi sił do pracy. Ale zdaję też sobie sprawę, że dla czytelników właściwie nie mają żadnego znaczenia - szczególnie dla tych młodszych. Nagrody dają mi mnóstwo satysfakcji i poczucie dumy, ale nie wbijają mnie w zadufanie. Czy dowody uznania – zarówno ze strony czytelników, jak i gremiów jurorskich, mają wpływa na to, że regularnie piszesz dla dzieci i młodzieży? Pomagają na pewno i mobilizują. Ale jestem skazany na pisanie - żaden inny rodzaj zawodowej aktywności nie daje mi takiego poczucia spełnienia i szczęścia. Liczyłeś na to, że książka „Bez piątek klepki”, nominowana w konkursie Przecinek i Kropka 2018 otrzyma zaszczytny tytuł Najlepszej Książki Dziecięcej minionego roku w kategorii 9-12 lat, mimo że jest kolejną częścią w serii? Wygrana w tym konkursie była naprawdę wielkim zaskoczeniem - i ja sam, i Magda Wosik, ilustrująca całą serię o Majce, i nasz wydawca byliśmy na mur pewni, że „Bez piątej klepki” przepadnie. Ogromnie ucieszyłem się z wygranej. Jak zmienia się życie bohaterek – Mai i Ciabci – wraz z upływem czasu? Choć od premiery „Czarownicy piętro niżej”, czyli pierwszego tomu przygód Majki, upłynęło już wiele lat, to w Majkowym świecie minęło zaledwie kilkanaście miesięcy - nie zmienił się on więc zanadto (choć wiele się wydarzyło!). Ale zorientowałem się, że trochę już inaczej piszę kolejne tomy. Fabuła staje się bardziej skomplikowana, poruszam nieco doroślejsze sprawy, a Majkowa rzeczywistość coraz mocniej nawiązuje do świata prasłowiańskich legend i mitów. Sam jestem ciekaw, co będzie dalej. Przygody Mai zaczęły się w książce „Czarownica piętro niżej”, ale w „Bez piątej klepki” nadal się nie zakończyły. Co czeka młodych czytelników, ale też bohaterki w kolejnym, zapowiadanym już tomie? O, dużo będzie się działo! Maja odbędzie podróż w czasie, stanie do walki o swoją rodzinę, odkryje kolejną zadziwiającą rodzinną tajemnicę, a także pozna całą plejadę prasłowiańskich bogów i magicznych stworzeń. Niektórzy z nich okażą się życzliwi i z Mają się zaprzyjaźnią, inni zaś spróbują jej zaszkodzić. Jednak Majka potrafi sobie radzić w najtrudniejszych sytuacjach. Wspomniane wyżej bohaterki nie mają monopolu na Twoją twórczość. Ostatnio do rąk czytelników trafiła książka „Leo i czerwony automat”, której bohater, choć na początku nic tego nie zapowiada, ma bardzo ważną misję do spełnienia. Trudno się porusza tematy, które – z jednej strony są raczej pomijane w literaturze i sztuce dla młodego odbiorcy, z drugiej zaś są na co dzień obecne, choć wielu stara się tego nie dostrzegać? Poruszanie takich trudnych, „niewygodnych” tematów w książkach dla młodszych jest sporym wyzwaniem, ale wydaje mi się, że jest nieodzowne. Parę razy już łamałem sobie głowę nad tym, w jaki sposób opowiedzieć młodemu czytelnikowi o bolesnych, poważnych sprawach - o Holokauście, o domach dziecka, stanie wojennym, śmierci czy - jak w książce „Leo i czerwony automat” - o in vitro i nienawiści. Najważniejsze jest znalezienie klucza do opowieści podejmującej taki wątek. Dla mnie zawsze jest nim dziecko i opowiadanie z jego perspektywy. Najważniejszy więc jest bohater. Gdy ktoś taki jak Rafał z „Arki Czasu”, Michał z „Teatru Niewidzialnych Dzieci”, Weronika z „Weronika i zombie” czy wreszcie Leo pojawia się w mojej głowie i zaczyna w niej żyć swoim życiem, zdaję się na niego, podążam za nim (lub za nią) i pozwalam, by opowiadali o wszystkim własnym głosem, we właściwy sobie sposób. Na każdą Twoją książkę czekam z wielkimi emocjami i jeszcze ani razu się nie zawiodłam. Na co mogę liczyć w najbliższych miesiącach? Bardzo dziękuję! Najnowsza cześć przygód Majki, którą właśnie oddałem do wydawnictwa Bajka, nosi tytuł „Pomylony narzeczony” i na pewno ukaże się jesienią. Natomiast latem będę pisał kolejną powieść dla Latarnika, ale tu jeszcze nie jestem pewny, jaka ona będzie. Bardzo polubiłem Weronikę, może więc spróbuję opowiedzieć o jej dalszych losach. Kusi mnie tez Miasto Leo - może więc odwiedzę je znowu, tym razem idąc tropami innego małego mieszkańca tej metropolii. A może to będzie zupełnie nowa historia, osadzona w innych realiach, z nowymi bohaterami... Tego jeszcze nie wiem. Ale wiem na pewno, że któraś z nich powstanie. Z Marcinem Szczygielskim rozmawiała Ewa Świerżewska
„Z pszczołami nigdy nic nie wiadomo” - takie hasło przyświecało kolejnemu Międzynarodowemu Sympozjum Pszczelarskiemu w Pszczelej Woli. Konferencja, która rozpoczęła się 20 stycznia, trwała trzy dni.
Pszczoły to niesamowite stworzenia. W ramach pracy inżynierskiej zajmowałam się badaniem właściwości miodu, dlatego w pewnym stopniu zgłębiałam też wiedzę na temat pszczelej społeczności i już wtedy te owady mnie zafascynowały. Teraz mam do nich słabość, lubię spędzać czas na zewnątrz obserwując jak pracują, jeszcze bardziej lubię poznawać lepiej ich zwyczaje, co umożliwiła mi lektura tej według pszczół to bardzo przystępnie napisany reportaż. Czyta się go prędko, objętość nie jest duża, informacje są konkretne i jasne, są przekazane w fajnym, luźnym stylu. Treść nie przytłacza, to jak zebranie w jedną całość i rozwinięcie różnych haseł, którymi każdy człowiek może być zaciekawiony i zapewne wielu z nas już kiedyś starało się dowiedzieć więcej na tematy tam poruszane. Czy miód ma znaczny wpływ na zdrowie? A jak to jest z tymi pszczołami, czemu akurat królowa, a nie król? Zapraszam do lektury!Autorka zaprezentowała spojrzenia na pszczoły pod różnym kątem, nie zabrakło też rozdziałów o miodzie. Nie znajdziecie tam "naukowego bełkotu", tylko względnie ważne informacje i ciekawostki, autorka postawiła na wstęp, treść to całkowite podstawy, nie wgłębiła się w szczegóły i dobrze, bo dzięki temu łatwiej przyswoić informacje. Pod koniec rozdziałów przedstawia tematyczne mity oraz fakty, obala je i potwierdza. Znajdziemy tam również sporo cytatów o pszczołach z różnorodnych źródeł. Zawartość jest naprawdę przemyślana i fajnie lektury, z których mogę się czegoś dowiedzieć i jednocześnie mnie nie męczą, ta właśnie taka była. Nie da się ukryć, że literaturę faktu czyta się zawsze nieco ciężej, tutaj tego nie czułam, więc za to jest duży plus. Mnie książka bardzo się spodobała, cieszę się, że mam ją na półce i w każdym momencie mogę do niej mnie 7/10. Przystępna i zwięzła, polecam! Jednak dodam, że grupą docelową są osoby, które nie siedzą mocno w temacie pszczół. Znawcy również mogą się przy niej dobrze bawić, ale nic nowego z niej nie wyniosą.
Henryk. – Znalazłem dobrych ludzi, którzy mi w tym pomogli. Dziś ich już nie ma, odeszli, dlatego teraz ja dzielę się wiedzą, przekazuje ją i pomagam innym. Z pszczołami na duchownej drodze. Ks. Henryk z pszczołami związany jest od lat 80-tych XX wieku. Zaczynał od dwóch uli w Dziadkowicach, dziś ma ich ok. 80 i to w 12 miejscach.
Sandałowiec to jedna z moich ulubionych nut. Perfumy z sandałowcem w tytule to przynęta, na którą łapię się zawsze i... rzadko żałuję. Bo zapach sandałowca jest piękny, kompletny i krągły. Zarówno łagodny sandałowiec indyjski, jak i bogatszy australijski - wyciągnięte do przodu praktycznie gwarantują kompozycję ciepłą, komfortową i po prostu Santal Tislit spodziewałam się sandałowca. Tak jak po pudełku czekoladek oczekuje się czekolady. Pamiętam swój pierwszy test. Bez znajomości nut. Bez przygotowania teoretycznego. Wzięłam w rękę flakon marki z kadzidłem w nazwie i rozpyliłem na blotter perfumy z sandałowcem w tytule. A tam kwiaty i miodek. 😜I to był koniec mojej przygody z Santal Tislit... do kontakt z Sandałowcem od Maison Incens jest zwodniczy. W otwarciu kompozycja Gigodota brzmi dość syntetycznie. Kwiaty, dziwnie plastikowa nuta miodowa i subtelnie pikantny akcent przyprawowy, który nie ratuje sytuacji. Na szczęście jest to tylko chwila i kiedy mija, Santal Tislit zaczyna ukazywać oblicze piękniejsze. Kremowość, miękkość, ciepło - charakterystyczne sandałowe przymioty złożone z kremowością i miękkością nut kwiatowych. Ślad kadzidła rzucający cienisty, dymny woal na rozbielone nuty budujące jądro zapachu. Wczesna wanilia rozbielająca nutę miodową. I piżmo dające kompozycji tę charakterystyczną szorstkość wyczuwalną w gardle. Całe to bogactwo składników splata się w spójną kompozycję w kilka chwil dosłownie. I trwa na skórze dryfując powolutku w stronę pudrowo piżmowego, miodowego sandałowca. Brzmi dobrze?Słusznie, bo to ładne niby bez ekscytacji?Też Tislit to perfumy, o których naprawdę można napisać, że są ładne i niewiele poprawna mieszanka esencji nie opowiada mi żadnej historii. Nie budzi wielkich emocji. Nie uraża, nie przeszkadza, nie uwiera. Nie męczy. Nie wiem, jak Wam, ale mnie to nie wystarcza. Data premiery: 2017Kompozytor: Jean Claude Gigodot Projekcja: mehTrwałość: mehNuty zapachowe:Nuty głowy: bergamotkaNuty serca: jaśmin, róża, ylang-ylang, nuty drzewne, heliotrop, miódNuty bazy: kadzidło, sandałowiec, piżmo, wanilia